Różnice w cenach energii elektrycznej

Ceny energii elektrycznej – Warszawa, Poznań 0,51 zł/kWh
Ceny energii elektrycznej – Pomorze, miasta np Gdańsk, Słupsk, Koszalin
cena energii 0,59 zł/kWh

Różnica na niekorzyść Pomorza to 15%

Przełożenie na koszty dla rodzin i koszty produkcji:

Przeciętna polska rodzina 4 osobowa zużywa rocznie 2 MWh energii elektrycznej, różnica na kWh wynosi 8 gr, a dla MWh 80 zł. A więc przeciętna rodzina czteroosobowa na Pomorzu płaci rocznie więcej o 160 zł niż taka sama rodzina z Poznania czy Warszawy. I to przy niższych przeciętnych zarobkach na Pomorzu aniżeli w tamtych miastach!

Jeśli rodzina posiada budynek 150 metrów kwadratowych powierzchni, którego ogrzewanie kosztuje rocznie 5000 zł, różnica na kosztach ogrzewania elektrycznego rośnie do 750 zł rocznie na niekorzyść Pomorza.

Koszty działalności gospodarczej: Mały zakład produkcyjny gdzie potrzebna jest moc 1 MWh dla zasilania maszyn, praca 5 dni w tygodniu po 8 godzin dziennie. Zużycie energii elektrycznej w ciągu roku to 2080 MWh, różnica w kosztach pomiędzy Pomorzem a Poznaniem i Warszawą wyniesie rocznie 166 tysięcy 400 zł!!!!! Tą różnice muszą pokryć konsumenci na Pomorzu aby działalność gospodarcza tam się opłacała! Co za tym idzie każdy wyprodukowany w takim małym zakładzie wyrób musi uwzględniać przy finalnej jego cenią dla kupujących, tą różnicę! Przypominam, przy niższych średnich zarobkach mieszkańców Pomorza. Dlatego jest drogo!

Najpewniej jednak przedsiębiorca decydując się na otwarcie działalności produkcyjnej, po przeliczeniu kosztów energii NAJPRAWDOPODOBNIEJ NIE WYBIERZE POMORZA tylko inną część Polski, o niższej cenie energii elektrycznej potrzebnej mu do produkcji. Bo przecież poziom podatków, ZUS itp w różnych częściach Polski jest taki sam! Pomorze przegrywa cenami energii. To oznacza strukturalne, trudne do przezwyciężenia BEZROBOCIE na Pomorzu. A więc wykluczenie społeczne, ubóstwo! Brak możliwości zarabiania. Zatrzymanie rozwoju!

Roczne zużycie energii dla miasta Gdańska – przewidywane na 2020 rok to 7431 GWh (źródło opracowanie – Ścieżki energetyczne dla Gdańska autorzy dr inż. Jerzy Buriak i dr inż Marcin Jaskólski z Politechniki Gdańskiej).
Są to zakłady przemysłowe, oświetlenie miejskie i zużycie w sektorze mieszkaniowym. Różnica w kosztach w porównaniu z Warszawą i Poznaniem to już 594, 48 miliona złotych rocznie. Tą różnice pokryć muszą mieszkańcy i zakłady pracy w Gdańsku!!!!
To wszystko jest efektem tego, że Pomorze produkuje zaledwie według różnych źródeł od 30 do 50 % energii zużywanej na miejscu (dane z konferencji energetycznej w Filharmonii Gdańskiej 21 i 22 stycznia 2020). Duża część miejscowych źródeł energii to niestabilne źródła odnawialne, także elektrownia szczytowo-pompowa w Żarnowcu mająca bilans energii ujemny, czyli będąca de facto konsumentem energii potrzebnej na przepompowanie wody ze zbiornika dolnego do górnego – potem w szczycie oddaje cześć tej energii. Ten prąd sprowadza się z Bełchatowa i Kozienic! To aż ponad 500 km!
Tak jest bo brakuje dużego stabilnego – niezależnego od warunków atmosferycznych – źródła energii elektrycznej jakim może się stać ELEKTROWNIA JĄDROWA. Dlatego warto poprzeć jej budowę, pomoc wywalczyć niezbędną decyzje polityczną. Z którą to rząd się ociąga od lat!

 

Źródło danych: portal „Pieniądze pod kontrolą” dane za 2019 rok.

O CZYM MILCZY PAN PREZES DANIEL OBAJTEK?

O CZYM MILCZY PAN PREZES DANIEL OBAJTEK?

Czyli próba realizacji niemieckich utopii energetycznych w Polsce przez prezesów spółek państwowych. Kto za to zapłaci? W domyśle konsumenci energii,zwykli ludzie i przemysł. Dla naszego kraju racjonalne jest zbudowanie elektrowni jądrowych, by uzyskać wreszcie duże stabilne źródła energii elektrycznej, produkujące ją po względnie niskich cenach. A może prezesi spółek energetycznych mają inne zdanie? Ale to nie oni będą zbierać skutki drożejącej energii elektrycznej, a zwykły obywatel. I firmy, coraz mniej konkurencyjne względem firm z Czech, Węgier czy Słowacji, dziś intensywnie rozwijających energetykę jądrową.

Niedawne wystąpienie Prezesa Orlenu Daniela Obajtka było pełne pompy i dumy z zakupu przez Orlen firmy energetycznej ENERGA. Pan Prezes twierdzi, że pomoże to dokonać „transformacji energetycznej” Polski. Jak można się domyślać Pan Prezes miał na myśli model niemiecki energetyki czyli jednostronny rozwój wyłącznie źródeł odnawialnych wspartych energetyką gazową, dodajmy emisyjną, nie tak silnie jak węgiel, ale emisyjną. A zatem obciążoną w coraz większym stopniu opłatami za emisję CO2. Pan Prezes w jednym z wcześniejszych wywiadów wykluczył inwestycję ORLEN w energetykę jądrową.
Mówiąc szczerze nie rozumiem takiej postawy. Również braku reakcji na jego wypowiedzi kogoś z Rządu! Czyżby model niemiecki, nieoficjalnie realizowany przez prezesów był popierany również nieoficjalnie przez Rząd? Pan Minister Michał Kurtyka stwierdził niedawno, że program jądrowy będzie jednak realizowany. Skoro tak, to zapewne realizować go winny największe w kraju firmy właśnie jak PGE czy Orlen. Tymczasem ich prezesi zdają się mieć inne zdanie na ten temat. A więc moje pytanie zasadnicze do Panów Ministrów ale przede wszystkim Pana Premiera. Czy politykę energetyczną na najbliższe dwadzieścia lat mają ustalać prezesi spółek państwowych, czy jednak Rząd przyjmie plan rozwoju tegoż sektora pod nazwą PEP40 i jednak pewne sprawy narzuci również prezesom spółek. Bo ci nie będą uwzględniać dalekosiężnych interesów państwa ani społeczeństwa, a w najlepszym razie krótko i średnio terminowy interes samych spółek!

Nie mówiąc o tym, ze na prezesów spółek bezpośrednie przełożenie mają energetyczne lobby działające w sektorze.
Inwestycje w energetykę gazową są stosunkowo tanie, ale przez cały okres eksploatacji tych elektrowni czyli około 40 lat, energia wytwarzana jest po bardzo wysokich kosztach.
Inwestycje w energetykę wiatrową, niezależnie na lądzie czy morzu, w przeliczeniu na jednostkę wytworzonej energii elektrycznej są natomiast dużo droższe niż dla energetyki atomowej. Nie znaczy to, że nie trzeba w nie inwestować, owszem można je rozwijać, ale nie same wyłącznie OZE wspierane gazem. Bo takie jednostronne podejście sukcesów nie przynosi jak pokazuje doświadczenie niemieckie!
Potrzebny jest atom, i dla Polski i dla Pomorza. Inwestuje się raz, sporo owszem, ale potem otrzymuje się względnie tanią i ekologicznie czystą energię przez 3 pokolenia. Nie obciążoną podatkami od CO2.
Spadek kosztów energetyki wiatrowej nie dotyczy zupełnie jej współpracy z siecią, która musi nadal przenosić obciążenia przekraczające średnią moc wydzieloną wiatraka w ciągu roku, pięciokrotnie! Gdyby było rzeczywiście tak tanio, jak wspomina pijar, Niemcy oraz Dania miałyby najtańszą energię w Europie, a nie najdroższą!
W związku z tym przypomnę raz jeszcze! Próba realizacji w praktyce niemieckich utopii energetycznych skończyła się podwyżkami cen prądu dla indywidualnych odbiorców, które sięgnęły w Niemczech 31 eurocentów/kWh i brakiem w zasadzie jakichkolwiek większych sukcesów w zbijaniu bardzo wysokiej emisyjności tamtejszej gospodarki. Czy o tym raczy wiedzieć Pan Prezes Daniel Obajtek, czy też Pan Prezes Wojciech Dąbrowski? Czy raczą o tym pamiętać ci, co dają im na tak jednostronne podejście przyzwolenie? Bo ja śmiem wątpić. Tylko że skutki potem poniesie przeciętny Kowalski. Niemieckie ceny prądu, przy polskich zarobkach. Czy o to powinno chodzić? KTO ZA TO ZAPŁACI?

Konferencja w Gdańsku

WYJAZD NA KONFERENCJĘ ORGANIZOWANĄ W FILHARMONII GDAŃSKIEJ 21 i 22 stycznia 2020 (Organizatorzy Samorząd Województwa Pomorskiego oraz Departament Energii Jądrowej Ministerstwa Aktywów).

Stanowczo nie żałuję wyjazdu na konferencję poświęconą energetyce jądrowej, która odbyła się w dniach 21 i 22 stycznia 2020 w Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Dlaczego? Z uwagi na ilość otrzymanych tam informacji dotyczących stanu realizacji polskiego projektu jądrowego, jak i projektów jądrowych obecnie realizowanych w W. Brytanii i Finlandii (nie chodzi o Olkuioto, lecz budowę następnej już elektrowni jądrowej w oparciu o rosyjską technologię WWER 1200).
Co do projektu fińskiego, jak się okazuje już w tej chwili bardziej zaawansowanego niż nasz, uruchomienie nowego bloku budowanego przez ROSATOM przewidziane jest na 2028 rok. Co do brytyjskiego projektu Hincley Point C będzie to 2023 rok, mimo wielkich jak przyznawali Brytyjczycy problemów, z jakimi się ich projekt borykał. A chodzi przede wszystkim o brak doświadczonej kadry technicznej, po przerwaniu w 1990 roku budowy kolejnych bloków jądrowych.
W obu tych krajach w przeciwieństwie do Polski, projekty były poprzedzone decyzją polityczną, jednoznaczną i nie podlegającą dyskusji. O dziwo, w Finlandii także po konsultacjach między innymi z „lobbystami” do których należą branżowe lobby, niektóre przeciwne atomowi z uwagi na konkurencję na rynku energetycznym. Pomimo bardzo silnego w Finlandii i W. Brytanii lobby OZE a przede wszystkim organizacji powiązanych z energetyką wiatrową, tamtejsze rządy podjęły decyzję korzystną dla rozwoju energetyki jądrowej, dostrzegając przewagę korzyści z niej płynącej dla całego społeczeństwa. Jak mi wyjaśnił prelegent z Finlandii w czasie przerwy kawowej NIE JEST KONIECZNE ABY DANĄ INWESTYCJE POPIERAŁY WSZYSTKIE ZNACZNIEJSZE GRUPY INTERESU, konsultuje się z nimi projekt, ale czasem mimo negatywnego ich stanowiska, jest on realizowany! To dało mi do myślenia, demokratyczny w końcu bezsprzecznie rząd Finlandii wydaje jednoznaczne decyzje które niekoniecznie podobają się tamtejszym organizacjom zawodowym. Konsultacje oczywiście są, bo być muszą, ale to nie oznacza jeszcze, że grupy interesu dyktują tam politykę energetyczną. Właśnie dlatego w W.Brytanii i Finlandii elektrownie jądrowe faktycznie powstają. Celem naszym aby i w Polsce do tego doprowadzić, wierzę że tak się stanie!

Ciekawe były wystąpienia przedstawicieli Sejmiku Wojewódzkiego Pomorza, gdzie przedstawiono sytuację energetyczną na północy Polski, dodajmy sytuację dramatyczną. Pomorze produkuje według różnych danych od 30 do 50% energii na miejscu. Sytuacji nie ratuje dynamiczny rozwój źródeł odnawialnych, bo bardzo brakuje dużego bez-emisyjnego źródła wytwarzającego energię w sposób stabilny. Jest to w tej chwili poważna bariera rozwojowa całego regionu, gdzie w końcu istnieje dość energochłonny z trudem odbudowywany przemysł stoczniowy. Jego kondycja zależy w dużej mierze od cen energii elektrycznej. Nic zatem dziwnego, że wystąpienie Pana Marszałka Sejmiku Wojewódzkiego Pomorza było jednym wielkim wołaniem o rozstrzygającej decyzji rządowej, której tak długo brakuje!

Na jakim zatem etapie jest polski projekt jądrowy? Generalnie rzecz biorąc trochę zostało zrobione ale niestety względem tego, co zrobić trzeba, niedużo. Ukończone są w praktyce badania środowiskowe konieczne do wydania decyzji środowiskowej, a wszystkie czynności związane z badaniami geologicznymi zakończone będą w październiku 2021. Utrudnieniem jak mówiono jest to, że prace te prowadzone są dla dwóch lokalizacji – Choczewo i Żarnowiec a nie dla jednej. Logika kazałaby prowadzić badania w rejonie Słajszewa nad morzem, a nie w rejonie Żarnowca, gdzie jest za mało wody do schłodzenia 2 lub 3 dużych jednostek jądrowych. Miejmy nadzieję chociaż, że będzie to zrobione solidnie i nie będzie można już tego podważyć przy wydawaniu decyzji środowiskowej. Oraz decyzji lokalizacyjnej. Do wystąpienia o pozwolenie na budowę jeszcze daleko, tym bardziej, że przedstawiciele PGE EJ1 mówili o długich konsultacjach transgranicznych, które nas czekają, a o które się obawiam, bo Niemcy i Austria celowo będą blokować budowę naszej elektrowni.
Sporo mówiono też o infrastrukturze towarzyszącej EJ jak linie energetyczne, linie kolejowe czy nawet możliwość dostarczania drogą morską ciężkich ważących i po 600 ton reaktorów jądrowych czy ogromnych przetwornic pary, czyli wymienników ciepla, jeśli wybraną technologia będzie wodno-cisnieniowa. Przedstawiciele PGE EJ1 mówili w kuluarach, że czekają na jednoznaczną decyzję polityczną ze strony rządu. Po uzyskaniu decyzji lokalizacyjnej możliwy będzie wybór technologii reaktorów. Ostatnio delegacja rządowa wróciła z Japonii, gdzie rozmawiano i o atomie. Może zwiastuje to wreszcie poważniejsze podejście polityków do kwestii energetyki jądrowej, miejmy nadzieję że pogarszająca się z roku na rok energetyczna sytuacja Polski, nieuniknione podwyżki cen energii, dadzą im wreszcie do myślenia. Sprawa podstawowa to przyjęcie przez Radę Ministrów do realizacji PEP 2040 gdzie jest przewidziana budowa 6 reaktorów jądrowych oraz przyjęcie uaktualnionej wersji PPEJ.

Generalnie, choć były też pozytywne i optymistyczne akcenty konferencji, odniosłem wrażenie, że Polski program jądrowy nadal jest na zaciągniętym hamulcu ręcznym uniemożliwiającym szybki ruch naprzód. Jednak gdy siedziałem już w pociągu powrotnym do Warszawy doszły do mnie pozytywne wiadomości o ukonstytuowaniu się w Sejmie parlamentarnego zespołu ds energetyki jądrowej. O jego składzie i zadaniach nieco później napiszę, ale podstawowym celem osiągnięcie konsensusu politycznego wokół projektu, który przecież realizowany będzie dłużej niż obecna kadencja sejmu. O ludzi tworzących ten zespół, ich energii i aktywności wiele będzie zależeć. Z tego co udało mi się dowiedzieć, zespół jest ponadpartyjny, w skład jego wejdą posłowie i senatorowie z różnych ugrupowań. Ci, co rzeczywiście chcą pracować na rzecz Polskiej Racji Stanu, której częścią energetyka jądrowa. W departamencie EJ wchodzącym teraz w skład Min Aktywów Państwowych leży projekt zmian prawnych, które parlament powinien przyjąć, by wreszcie wyłączyć ręczny hamulec i realizacja atomowego projektu mogła ruszyć szybciej naprzód. Zmiany mają prowadzić do skrócenia i uproszczenia procedur poprzedzających budowę EJ.

Manifestacja „Popieramy energetykę jądrową w Polsce”

Pierwsza w historii Polski manifestacja poparcia dla energetyki jądrowej przeszła do historii, lecz będzie mieć ciąg dalszy. Nie wiemy jakie będą dalsze losy złożonej petycji do Premiera, czy się z nią zapozna, lecz ciągiem dalszym będą zabiegi o spotkanie naszych stowarzyszeń z Premierem. Będzie to spotkanie w kwestii dalszych losów energetyki jądrowej. Chcemy przedstawić nasze argumenty. Jeśliby te zabiegi nie przyniosły skutku, wrócimy do wystąpień ulicznych. Doświadczenia z tego pierwszego wystąpienia posłużą do organizowania kolejnych. To, czy decydentom wystarczy woli politycznej do wprowadzenia w życie programu budowy elektrowni jądrowych czy nie, dopiero się okaże. My jednak jako ruch obywatelski musimy być przygotowani również i na wariant taki, że tej woli może brakować. Wówczas długi marsz. To strategia, która w historii naszej przynosiła już sukcesy, czego przykładem okres pozytywistyczny po Powstaniu Styczniowym, program który w zaborze pruskim zwłaszcza i częściowo rosyjskim doprowadził do odrodzenia polskości, zwłaszcza w dziedzinie gospodarczej. Znamy to z historii. Polega to na stopniowym wydzieraniu terenu przeciwnikowi, wykorzystując jego słabości, a nawet i ustanowione przez niego prawa.
W naszym przypadku chodzić będzie o rozdzielenie i wbicie klina pomiędzy dwie grupy przeciwników energetyki jądrowej w Polsce. Mam na myśli grupę większościową której sprzeciw wynika po prostu ze strachu a ten ze zwykłej niewiedzy. Nad tą grupą należy właśnie pracować wykorzystując wszelkie dostępne nam środki na działalność edukacyjną. Uruchomić należałoby krótkie, lecz treściwe audycje telewizyjne dotyczące EJ. Na razie, przy obecnym stanie finansów naszych można byłoby to zrobić wciągając do współpracy Ministerstwo energii.

My sami winniśmy przy każdej nadarzającej się okazji, w zwłaszcza w internecie wykazywać dużą cierpliwość w tłumaczeniu tym ludziom naszych racji, pokazanie, że energetyka jądrowa nie jest im wrogiem, lecz może być bardzo przydatna. Niedługo jesień, zatem powrót smogu i wszechobecnego syfu w powietrzu. Na Polskę będzie się wzmagał nacisk by coś zrobić z nadmierną emisją. To da do myślenia nawet tym, co dziś są obojętni.
Niemożliwe jest jedynie przekonanie lobbystów, fanatyków i osób mających materialny interes w tym, by elektrowni jądrowych nie budować. Lecz należy tą grupę maksymalnie wyizolować, bo to również dla samych polityków podniesie poziom ryzyka współpracy z nimi i realizowania ich interesów, zamiast Polskiej Racji Stanu.

Część społeczeństwa opowiadająca się za atomem również dzieli się na dwie grupy. Mówiąc krótko są to umiarkowani i
zdecydowani. Umiarkowani stanowią większość, lecz ograniczają się właściwie do braku sprzeciwu wobec elektrowni jądrowych. Przy głosowaniu w wyborach sprawa ta nie odgrywa u nich większej roli. Druga grupa mniejszościowa to zdecydowani, do których należą również członkowie i sympatycy pro-atomowych stowarzyszeń. Głosują w wyborach, biorąc pod uwagę poglądy kandydatów na temat energetyki jądrowej. Jest to poparcie czynne. Z jakąś część z nich będziemy starali się przyciągnąć do współpracy w ramach Stowarzyszenia. Mówiąc krótko, zadanie jakie sobie stawiamy, to powiększenie ile się da grupy zdecydowanych kosztem biernych i umiarkowanych. Jak to uczynić, będziemy się zastanawiać na najbliższym zebraniu Stowarzyszenia.

Wreszcie trzecia kwestia odbudowy w Parlamencie zaraz po wyborach Parlamentarnego Zespołu d/s energetyki jądrowej. Pomoc swoją już zadeklarowały dwa Stronnictwa a mianowicie Konfederacja i Partia Razem. Jedna na prawicy, druga na lewicy. Zadeklarowały też ustami swoich przedstawicieli na manifestacji 14 września chęć współpracy między sobą zaraz po wyborach przy odtworzeniu Zespołu d/s EJ. Ciekawostką jest, że energetyka jądrowa jest jedynym wspólnym dla nich punktem jak się wydaje i jedyną rzeczą, która może skłonić ich do współpracy. Jeśli Racja Stanu Polski zwycięża, takie rzeczy są możliwe. Pozdrawiam zwolenników polskiego atomu.

Technologia EJ

Kiedy czytacie lub słyszycie o takich czy innych incydentach lub awariach w elektrowniach jądrowych głównie w Europie Zachodniej, USA, bądź Japonii lub Rosji, proszę pamiętać o jednym! Elektrownie jądrowe w tych krajach w większości są to elektrownie II generacji, budowane w latach 70 tych lub pierwszej połowie 80 tych XX wieku. Projektowane zaś były wówczas na 40 lat pracy, nie więcej.Tymczasem dziś przedłuża się pracę wielu z nich powyżej 40 lat, a np w Belgii nawet powyżej 50 lat (Jeśli miałyby zgodnie z planami pracować do 2025 roku). Oczywiście, towarzyszą temu pewne zabiegi modernizacyjne, mają też pasywne systemy bezpieczeństwa, jakość urządzeń jest systematycznie sprawdzana i monitorowana, lecz ich eksploatacja zbliża się nieubłaganie do końca. Były one budowane solidnie, lecz wszytko ma kiedyś swój kres.


Naturalną koleją rzeczy jest, że w elektrowniach jądrowych stare urządzenia, w tym i reaktory wymienia się na nowe. Sukcesywnie i systematycznie. I to nawet jeśli dotąd pracują bez-awaryjnie. Tymczasem Europa Zachodnia i USA tego nie robią, a na pewno nie robią w wystarczającym stopniu, by stara flota reaktorów została zastąpiona nową. Brak jest w energetyce tych państw zdroworozsądkowego długofalowego planowania. Zemściło się to np na W. Brytanii, która kontrakt na Hincley Point z EdF negocjowała mając nóż na gardle w postaci braku wystarczającej ilości energii na rynku i rosnący jej import. Dlatego wynegocjowała kontrakt na budowę tak drogo. A pamiętajmy, że w Europie Zachodniej również mieszkania ogrzewa się na masową skalę energią elektryczną, i jej zużycie na jednego mieszkańca jest znacznie wyższe niż u nas. Cześć reaktorowa elektrowni jądrowych wykonana najsolidniej, na ogół wytrzymuje bardzo dobrze ten przedłużony czas eksploatacji. Jeśli nie, Nadzór Jądrowy, który we wszystkich krajach jest bardzo ostry i jest prawdziwą zmorą dla operatorów elektrowni jądrowych (mogą przyjść i kontrolować bez uprzedzenia i bez powodu, a nawet wstrzymać pracę elektrowni – takie uprawnienia), po prostu nakazuje zamknięcie obiektu.


O ile cześć reaktorowa w miarę dobrze znosi przedłużony czas pracy, o tyle inne urządzenia z częścią reaktorową nie związane, już gorzej. Dlatego słyszy się tu i ówdzie, że praca elektrowni jądrowej została wstrzymana bo… no właśnie tu instalacja elektryczna, tam znów wymienniki ciepła, gdzie indziej jeszcze turbina itp. Słyszymy o takich incydentach i zapewne będziemy słyszeć coraz częściej, w końcu ile można cerować dziury w starych wysłużonych skarpetkach.

Nie jest to jednak wina energetyki jądrowej jako takiej, lecz patologii decyzyjnej w tych wszystkich krajach o których piszę. Przede wszystkim paraliżującej decyzje ideologii politycznej i energetycznej „poprawności” sugerującej, jakoby rozwiązanie problemów energetycznych leżało wyłącznie w rozwoju OZE. Pokolenie polityków lat 70 tych było o wiele odważniejsze i bardziej zdroworozsądkowe niż obecni. Niemcy właśnie którzy w ciągu ostatnich 10 lat włożyli w podobny eksperyment z OZE 250 mld euro udowadniają, że z technicznego punktu widzenia nie jest możliwe uzyskiwanie 80% czy tym bardziej 100% energii z OZE przez cały rok.

Za 2018 rok w Niemczech energia wiatru i słońca to niecałe 1/3 całej produkcji energii i więcej być nie chce, mimo, że moc zainstalowana w tych urządzeniach wynosi łącznie 73 GW a cały kraj zabudowany wiatrakami i panelami fotowoltaicznymi. Aż 40% energii produkują jeszcze ciągle Niemcy z węgla, będąc największym jego konsumentem w Europie (głównie węgiel brunatny i pewne ilości importowanego kamiennego). 11% to atom, no i rosnący systematycznie udział gazu ziemnego, głównie z Rosji. Nic więc dziwnego, że emisja stoi praktycznie w miejscu, a paro-procentowe wahania mają miejsce w przypadku łagodniejszej lub ostrzejszej zimy. Ceny energii dla indywidualnych odbiorców, na których przerzucono koszty eksperymentu, poszybowały w górę do stawek obok Danii najwyższych w Europie ponad 30 euro-centów za kWh. Nie dotyczy to tylko stawek dla odbiorców przemysłowych, dotowanych silnie z budżetu federalnego. Ale na tą dotację składa się konsument.


Niemcy są za dumni, by przyznać się do porażki, ale mimo całkowitego fiaska ich eksperymentu, próbują go naśladować ze względów ideologicznych niektóre inne kraje, w tym prezydent Francji jest jego zwolennikiem! Dlatego właśnie kraje te, także opierająca się na atomie Francja, nie zastępują starej floty reaktorów nową, choć zgodnie ze zdrowym rozsądkiem powinny to zrobić. Co gorsza trwają starania o przerzucenie tego nieudanego eksperymentu na kraje Europy Środkowo-Wschodniej w tym Polskę. W interesie niemieckich producentów paneli fotowoltaicznych i przemysłu wiatrakowego.


Na polski program rozwoju energetyki jądrowej ta patologia decyzyjna na zachodzie nie powinna mieć wpływu. My mamy budować od początku, elektrownie jądrowe generacji III lub III+ projektowane na 60 w teorii a w praktyce nawet ponad 80 lat (trzy pokolenia). W nowych elektrowniach podobne rzeczy się nie zdarzają a systemy pracują bezawaryjnie i to przez długie lata. Tak samo, jak przez długie lata pracowały bezawaryjnie te na zachodzie, dostarczając do domów i przemysłu względnie tanią energię elektryczną, którą opłacało się grzać mieszkania. 

Stand Up for Nuclear w Warszawie

Ktoś powie, że skromnie, bo przecież w innych miastach świata dochodziło do licznych pochodów, u nas stacjonarne stoisko jądrowe z nagłośnieniem pod pomnikiem M. Kopernika na Krakowskim Przedmieściu. Lecz po manifestacji 14 września nasze skromne fundusze Stowarzyszeniowe pochodzące z dobrowolnych wpłat członków i sympatyków wyczerpały się, a jednak organizacja stoiska nie wymaga większych pieniędzy na promocję wydarzenia. Ludzie sami przyjdą, zwłaszcza w czasie dobrej pogody i w niedzielę, powszechne są spacery Starówką i Krakowskim Przedmieściem.


Po drugie byliśmy tam przez cztery godziny, pochody natomiast mają to do siebie, że przejdą i pójdą dalej. Tak czy inaczej, wydarzenie było sukcesem i cieszyło się niemałym zainteresowaniem ze strony przechodniów. Ze strony organizacyjnej też zresztą wzięły udział osoby, które we wcześniejszych akcjach Stowarzyszenia udziału nie brały, no i było nas więcej. Razem z nowym dużym transparentem, nagłośnieniem, materiałami promocyjnymi z Ministerstwa Energii czy pisma „Postępy techniki jądrowej, które dostarczył Pan Stanisław Latek, stoisko wyglądało bardziej bogato niż poprzednimi razy.

W ciągu 4 godzin zebraliśmy przeszło sto podpisów pod petycją do Premiera w sprawie przyspieszenia realizacji Polskiego Programu Energetyki Jądrowej. Na poprzednią otrzymaliśmy obszerną odpowiedź, opublikowaną nawet na stronie Ministerstwa Energii. Lecz nie od Premiera, do którego w końcu była adresowana. Generalnie można być zadowolonym, jeśli chodzi o metodę małych kroków którą chcemy wreszcie przełamać inercję w kwestii budowy polskiego atomu.

Odpowiedź na interpelację poselską z 20 stycznia 2020 (interpelacja nr 1540) w sprawie EJ

WICEPREZES RADY MINISTRÓW MINISTER AKTYWÓW PAŃSTWOWYCH JACEK SASIN

Ministerstwo Aktywów Państwowych, ul. Krucza 36/Wspólna 6, 00-522 Warszawa, tel. +48 222 500 122 www.gov.pl/aktywa-panstwowe

DEJ.II.058.1.2020IK: 446407Warszawa, 10 lutego 2020 Pani Elżbieta Witek Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej Szanowna Pani Marszałek,poniżej udzielam odpowiedzi na interpelację Panów Posłów: Krystiana Kamińskiego, Michała Urbaniaka, Krzysztofa Tuduja i Jakuba Kuleszy z dnia 27 stycznia 2020 r. nr K9INT1540.

Pytanie: Kiedy Rada Ministrów zaakceptuje projekt rozwoju sektora energetycznego do 2040 roku, w tym również uaktualnioną wersje PPEJ przewidującą wybudowanie w Polsce 6 bloków jądrowych do 2043 roku? Powyższe bowiem jest warunkiem uruchomienia przetargu na wybór technologii reaktorów jądrowych.

Odp: 8 listopada 2019 r. został przedłożony do konsultacji publicznych w ramach strategicznej oceny oddziaływania na środowisko projekt „Polityki energetycznej Polski do 2040 r.” (PEP2040). Dnia18 grudnia 2019 r. projekt dokumentu uzyskał pozytywną opinię Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego. Projekt PEP2040 będzie w najbliższym czasie podlegał kolejnym etapom procedury przewidzianej dla dokumentu rządowego. Aktualizacja Polskiego Programu Energetyki Jądrowej(PPEJ) jest uzależniona od przyjęcia PEP2040.W 2019 r. trwały równoległe prace nad „Krajowym planem na rzecz energii i klimatu na lata 2021-2030 r.”, którego opracowanie wynika z unijnego rozporządzenia 2018/1999 ws. Zarządzania unią energetyczną. KPEiK został zatwierdzony przez KSE 18 grudnia 2019 r.,a następnie przekazany do KE.

Pytanie: Kiedy zostanie przywrócony pełnomocnik rządu d/s energetyki jądrowej w randze Ministra, jako odpowiedzialny politycznie za realizację projektu?

Odp: Skierowany do konsultacji publicznych projekt PEP 2040 r. przewiduje wdrożenie energetyki jądrowej w Polsce, lecz nie zakłada ustanowienia pełnomocnika rządu ds. energetyki jądrowej. Zgodnie z art. 108a ustawy – Prawo atomowe (Dz. U. z 2019 r. poz. 1792) działania w zakresie

2 / 2 rozwoju energetyki jądrowej w Polsce prowadzi minister właściwy do spraw energii, którym obecnie jest Minister Aktywów Państwowych.

Pytanie: Dlaczego w budżecie na 2020 rok nie zostały uwzględnione środki finansowe na realizację Polskiego Programu Energetyki Jądrowej, podczas gdy inne rodzaje energetyki są w tym czasie hojnie dotowane? Jakie środki rząd planuje przeznaczyć na walkę z fałszywymi stereotypami dotyczącymi elektrowni jądrowych?

Odp: W budżecie w roku 2020 przewidziano na realizacje PPEJ kwotę1,09 mln złotych. W ramach działań Departamentu Energetyki Jądrowej planowane są działania edukacyjno-informacyjne służące budowaniu wiedzy i świadomości Polaków dotyczących znaczenia energii/energetyki jądrowej dla rozwoju naszego kraju.

Pytanie: Jaki podmiot ostatecznie (ze strony polskiej) i w jakim modelu finansowania ma realizować tą inwestycję? Czy ma być to spółka PGE EJ1 czy jakiś inny podmiot, który powstałby na jej miejsce?

Odp: Obecnie spółką realizująca badania lokalizacyjne oraz środowiskowe jest PGE EJ1 sp. z o.o. Docelowe decyzje dotyczące kształtu spółki inwestora pierwszej elektrowni jądrowej oraz modelu biznesowego tej inwestycji zostaną podjęte po przeprowadzeniu rozmów z potencjalnymi generalnymi wykonawcami (firmy inżynieryjne)i dostawcami technologii (oferenci reaktorów).Z poważaniem Jacek Sasin wicepremier dokument podpisany elektronicznie 446407.1245180.1013475

Do wiadomości: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów

Świat wodoru i świat atomu mogą współpracować a nie konkurować!

Epidemia korona wirusa choć nieco odracza w czasie zasadnicze decyzje dotyczące polskiej energetyki, to jednak nie likwiduje problemów związanych z produkcją energii. Nie zmienia także na dalszą metę problemów i kłopotów związanych z zatruciem środowiska naturalnego. A przecież umierających z powodu zatrucia powietrza jest znacznie więcej, niż z powodu epidemii wirusowych.

Nasza energetyka jest oparta na węglu, a spalanie węgla uzupełnione jest jedynie w pewnym stopniu energetyką wiatrową i w bardzo niewielkim stopniu gazową oraz wodną. Ta ostatnia jest raczej marginesem, podobnie jak mimo wszystko, dość dynamicznie dzięki dotacjom, rozwijająca się fotowoltaika. W polskim systemie energetycznym rozpaczliwie brakuje dużych, bez-emisyjnych źródeł energii. Takich, jakich rolę w innych krajach spełnia energetyka jądrowa.
Ten kształt energetyki nie tylko odpowiada w dużej części za zanieczyszczenie środowiska, ale i nie zapewnia energetycznego bezpieczeństwa, co tak jaskrawo okazało się latem 2015 roku, gdy nasz system energetyczny od katastrofy uratowały dostawy energii głównie z ukraińskich elektrowni atomowych.

Oczywiście lobbyści różnej maści usiłują wykorzystać obecną epidemię dla swoich celów. Te cele, to głównie utrącanie konkurencji na rynku energetycznym głównie poprzez polityczne decyzje eliminujące konkurencyjne technologie z rynku, lub niedopuszczenie w zarodku do ich rozwinięcia się! I nie ma się co oszukiwać, że obecna struktura wytwarzania energii w Polsce jest właśnie wynikiem działania lobbystycznych układów w ciągu ostatnich 30 lat, a nie żadnych naturalnych procesów rozwojowych w sektorze. Polityka ma tu decydujące znaczenie niestety, a nie zdrowy rozsądek i społeczne potrzeby.

Tak więc nawet czytając energetyczne portale pojawiają się głosy, że korona-wirus sprawić ma złagodzenie w UE wymogów dotyczących ograniczenia emisji i ochrony środowiska. Co za tym idzie nasza polityka energetyczna nie musi już tak aż bardzo prowadzić do zmiany dotychczasowych, nie nowoczesnych przecież, technologii wytwarzania energii, a dominować też winna energetyka o małych kosztach inwestycyjnych, często produkującą energię w sposób bardzo drogi, i niezbyt ekologiczny, o czym się na głos nie mówi tak wiele.

Stop zmianom, skoro mamy epidemię, to zachować należy status quo. Inny rodzaj lobbingu z kolei akcentuje wyłączną konieczność rozwoju wyłącznie drobnych źródeł energii – „energetyki prosumenckiej” przy negowaniu konieczności budowy dużych źródeł energii.

Sugestie podobne są szkodliwe z punktu widzenia społeczeństwa, a byłoby prawdziwą katastrofą na długą metę, gdyby decydenci pod wpływem emocji i stresu spowodowanego stratami gospodarczymi posłuchali tego typu nawoływań! Cenę zapłacilibyśmy wszyscy. Po okresie kryzysu gospodarka musi się odrodzić, a szybszy wzrost ekonomiczny będzie tylko kwestią czasu. Zapotrzebowanie na energię wróci wraz z tym. Inne założenie to założenie degrengolady i końca ludzkości, a przynajmniej naszego kraju.

Wracając do technologii wodorowych, którą to tematykę poruszyłem w poprzednim artykule, nie po to sygnalizowałem trudności i problemy w rozwoju branży, by negować konieczność jej istnienia.

Przeciwnie, uważam inwestycje w technologie wodorowe za pożyteczne i korzystne dla kraju na dalszą metę. Pod warunkiem, że rozwijać będziemy równolegle również inne dziedziny, także wytwarzanie energii z rozszczepienia a później syntezy jąder atomu. Tak, abyśmy w każdej sytuacji i każdym scenariuszu tą energię mieli, zamiast stawiania wszystkiego na jedną kartę. Bo to ostatnie, tak jak przy typowym hazardzie, okaże się katastrofą, jeśli nasza jedyna karta będzie chybiona.

Wracając także do sprawy opłacalnego wytwarzania wodoru jako pierwiastka, energetyka jądrowa może być tu niezwykle pomocna. Chodzi o reaktory wysokotemperaturowe, mogące mieć zastosowanie w wytwarzaniu ciepła przemysłowego, ale też pozyskiwania wodoru na wielką skalę. Typ reaktora HTGR chłodzony helem, może wytwarzać ciepło w celu przemysłowego wykorzystania do 800 st C.
Obecnie aż 95% wodoru produkuje się za pomocą reformingu parowego gazu ziemnego czyli metanu. Proces termiczno-chemiczny rozkłada wodę metodą wiązania wodoru w związek, w którym może on być łatwo zdysocjowany cieplnie, jak choćby wodorek jodu.
W cyklu produkcji wodoru w reaktorach wysokotemperaturowych wykorzystuje się kwas siarkowy i wodorek jodu. Następuje tu reakcja rozkładu kwasu siarkowego na dwutlenek siarki, wodę i tlen. Ale aby proces był efektywny, wymagana jest temperatura 850 st C.
Wykorzystując tu ciepło z reaktora HTGR czyli 800 st C oszczędza się duże ilości gazu ziemnego, a w przyszłości osiągnięcie nieco wyższej temperatury w tych reaktorach w wyniku usprawnienia cyklu siarkowo-jodowego lub elektrolizy wysoko-temperaturowej pozwoli wyeliminować całkowicie emisję dwutlenku węgla.

Problemem, który trzeba będzie rozwiązać, jest kwestia materiału, z którego zbudowany byłby taki reaktor, i w którego wnętrzu temperatury przekraczają 800 stopni. Stal takich temperatur nie wytrzymuje, stąd do produkcji wielu elementów trzeba stosować drogie stopy niklowe i tytanowe. Można też używać czasem elementów ceramicznych.

Natomiast w procesach przemysłowych temperatura 800 st C jest w zupełności wystarczająca, stad reaktory wysokotemperaturowe eliminowałyby w wielkim stopniu gaz ziemny całkowicie go zastępując. Jest to korzystne dla społeczeństwa Polskiego, bo nasz kraj dużych zasobów gazu ziemnego nie ma, a unikamy przy tym emisji.

Program rozwoju reaktorów wysoko-temperaturowych realizowany jest w Polsce w Narodowym Centrum Badań Jądrowych, we współpracy z Japończykami. W planach jest zbudowanie najpierw reaktora doświadczalnego tego rodzaju, o niewielkiej mocy, a potem komercyjnego o mocy 165 MW. Dodajmy, że program ten jest całkowicie odrębny od programu PPEJ, budowy w naszym kraju dużych energetycznych reaktorów jądrowych lekko (albo ciężko) wodnych typu PWR, BWR , bądź HWR, te mają bowiem służyć do produkcji energii elektrycznej.

Oczywiście, proces zamiany tradycyjnego spalania węgla i gazu w procesach przemysłowych na reaktory wysokotemperaturowe, nie będzie się podobał nikomu, kto dziś zarabia na sprzedaży powyższych surowców wykorzystywanych na te cele. Tak więc interes społeczny, a interesy branżowe i grupowe to zupełnie dwie różne sprawy, często ze sobą sprzeczne.

Wielokierunkowość rozwoju, czyli wodór obok atomu, a nie zamiast

Rozłożenie ryzyka rozwoju sektora energetycznego wymaga inwestowania w wiele różnych jego kierunków, a nie koncentrowanie środków na jednym względem dwóch wybranych z przyczyn politycznych, bo akurat opowiada się za tym wpływowe lobby. Monolityczny rozwój tylko i wyłącznie sektora węglowego przez ostatnie dziesiątki lat, uzupełnionego po 2000 roku energetyką wiatrową, do dziś odbija się czkawką w naszym kraju, nie zapewniając energetycznego bezpieczeństwa i powodując nadmierną, niespotykaną nigdzie indziej w Europie szkodliwą emisję. Nie rozłożono ryzyka, poprzez wielo-kierunkowość rozwoju. Nie zrobiono tego z przyczyn politycznych, a nie dlatego, że technicznie nie było można.

Analizując procesy produkcji energii elektrycznej i ciepła, nietrudno zauważyć, że każdy z tych sposobów posiada jakieś ujemne strony. Spalanie węgla jest w pełni sterowalne i stabilne, lecz wiąże się z zatruciem środowiska naturalnego. Wymaga przy tym ogromnych ilości surowca – z uwagi na bardzo niską wydajność procesu spalania, co ogranicza umiejscowienie elektrowni węglowych w niedalekiej odległości od źródeł surowca. Podobne wady ma również spalanie gazu czy biomasy.

Z kolei energetyka wiatrowa i słoneczna same w sobie są bez-emisyjne, lecz powodują dużą niestabilność w systemie energetycznym i jego zależność od warunków atmosferycznych. Nie można więc zbudować systemu złożonego wyłącznie z elektrowni wiatrowych i słonecznych, potrzebne jest magazynowanie energii, a to z kolei łączy się na dzień dzisiejszy z wysokimi kosztami. Bardziej opłacalne jest więc uzupełnianie OZE energią pochodzącą ze spalania paliw kopalnych bądź elektrowni jądrowych.

Z kolei bez-emisyjne elektrownie jądrowe i wodne mają duże koszty inwestycyjne, dodatkowo budowa hydroelektrowni ingeruje w dużym stopniu w środowisko wodne (konieczność budowy tam i spiętrzania wody). Dodajmy przy tym jednak, że specyficzny typ hydroelektrowni będący de facto odbiorcą energii elektrycznej czyli elektrownie szczytowo-pompowe są najlepszym znanym sposobem magazynowania energii – największa jest skala tego zjawiska. Największym, jednak nie wystarczającym w stosunku do potrzeb. W przypadku Polski nasze szczytowe elektrownie wystarczą zaledwie na 4 godziny ciszy wiatrowej, która jednak może trwać i kilkanaście dni.

Koszty budowy elektrowni jądrowych są wywindowane przez bardzo rygorystyczne wymogi bezpieczeństwa – pasywne, lub zwielokrotnione systemy bezpieczeństwa, potężne kopuły ochraniające reaktor przed uderzeniem samolotu pasażerskiego, lub zatrzymujące potencjalny wybuch wodoru wewnątrz budynku reaktora, bez żadnej konieczności ewakuacji ludzi w razie cięższej awarii. Koszty te, choć znacznie wyższe niż w przypadku reaktorów generacji II budowanych w latach 70 i 80 tych XX wieku, są możliwe jednak do zmniejszenia, w wyniku zmniejszenia ryzyka i mniejszego oprocentowania kredytów na budowę. Mogą to być np. rządowe gwarancje.

Do problemów może nie samej technologii energetyki jądrowej, ale branych pod uwagę przy jej rozwoju pozostaje ciągle bardzo zły pijar, tworzony za wielkie pieniądze ze strony grup interesu popierających konkurencyjne technologie wytwarzania energii. Z tym pijarem można sobie poradzić poprzez odpowiednie i rzetelne technicznie informacje.

Narażę się na kontrę wyznawców poglądów, że system energetyczny można w 100% zbudować na OZE, którzy przedstawią argument, że przecież postęp techniczny nad coraz bardziej wydajnymi magazynami energii jest faktem, a najbardziej obiecujący wydaje się tu być wodór. Czy mają rację? Przyjrzyjmy się temu bliżej:

Wodór nie występuje w przyrodzie w sposób naturalny, trzeba go wpierw pozyskać. Znane są dziś dwie metody produkcji wodoru:

Pierwsza z nich (tzw. wodór błękitny) jest oparta na konwersji metanu czyli CH4, w wyniku której otrzymujemy oprócz wodoru także duże ilości dwutlenku węgla, z którym nie wiadomo co robić. O metodzie tej głównie obecnie stosowanej ze względu na opłacalność, da się wszystko powiedzieć, tylko nie to, że jest ekologiczna.

Wodór można też otrzymywać z węgla a także biomasy. Jeśli chodzi o zgazowanie węgla, to odpowiednia reakcja wygląda następująco: C + H2O = CO + H2

Ale jeśli po wydobyciu na powierzchnię tlenek węgla CO może być łatwo konwertowany parą wodną więc: CO + H2O = CO2 + H2

Jak więc widać oprócz wodoru wydziela się w tym procesie i dwutlenek węgla, z którym nie wiadomo co robić, a jest gazem cieplarnianym. Ten sam więc problem, który występuje przy spalaniu paliw kopalnych. Przy zgazowaniu biomasy z kolei produktem ubocznym będzie tlenek węgla.

Druga metoda (wodór zielony) wykorzystuje rozbicie wody na wodór i tlen, poprzez elektrolizę. Wykorzystuje się tu znaczne ilości energii elektrycznej, którą przecież trzeba wytworzyć wpierw. Sposób ten to ok. 2 do 4% światowej produkcji wodoru. Metoda elektrolizy powoduje konieczność rozwoju elektrolizerów, obecnie w przygotowaniu jest kilkadziesiąt instalacji, z których największa w Niemczech mająca ok. 100 MW.

„Wodór zielony” nie jest jeszcze opłacalny w zastosowaniu na dużą skalę. Na mniejszą owszem np. dla pojazdów samochodowych. Tyle, że nierozwiązanych technicznie problemów jest więcej, na poziomach innych niż produkcja paliwa.

Energię można produkować z wodoru dwojako:

Pierwszym sposobem są ogniwa paliwowe, te dostępne komercyjnie mają od kilku do kilkunastu kW. A więc nie na skalę w przypadku dużej elektrowni i produkcji prądu na wielką skalę. Może i kiedyś się to zmieni, lecz na dziś problemy z koncepcjami budowy ogniw, temperatura, materiały elektrolizerów, skład paliw, predysponuje raczej do budowy małych jednostek.

Wyróżnić możemy:

– ogniwa alkaliczne – do 250 kW mocy, o sprawności 50%, początkowych kosztach inwestycyjnych na poziomie 200 – 700 USD/kW, i o trwałości 5 – 8 tys h (niecały rok),

– ogniwa polimerowe – 0,5 do 400 kW mocy, sprawności 32-49%, początkowych kosztach inwestycyjnych 3000 – 4000 USD/kW, trwałości 60 tys h (niecałe 7 lat),

– ogniwa tlenkowe – do 200 kW mocy, o sprawności 50-70%, początkowych kosztach inwestycyjnych 3000 – 4000 USD/kW, trwałości 90 tys h (trochę ponad 10 lat),

Ogniwa fosforowe – do 11 MW mocy, sprawność 30-40%, kosztach początkowych 4000 – 5000 USD/kW, trwałości 30 – 60 tys h (3,4 do niecałych 7 lat).

Sprawność procesu wytwarzania energii elektrycznej z energii chemicznej wodoru to nie wszystko. Jeżeli przyjąć, że sprawność samego ogniwa to średnio ok. 43%, to całkowita sprawność procesu z uwzględnieniem podziemnego magazynowania wodoru to 29-33%. Technologia ta ma na razie zbyt wysokie koszty i zbyt niską sprawność, by stanowić konkurencję dla technologii opartych na procesie spalania paliw kopalnych czy rozszczepienia jąder atomów uranu. Wadą jej jest również niska trwałość ogniw. Uzyskanie postępu w tym zakresie wymagać będzie dalszych badań podstawowych i rozwojowych w całym łańcuchu procesów konwersji. Przede wszystkim wymagane jest tu udoskonalenie samego procesu elektrolizy.

Innym sposobem pozyskiwania energii z wodoru jest jego spalanie, w turbinach wodorowych. Sprawność takiej turbiny, zakładając że spalałaby wyłącznie wodór wynosiłaby ok. 25 – 29%. Jednakże dzisiejsze turbiny gazowe spalają jedynie 30% wodoru jako paliwa, reszta to gaz ziemny. A więc i emisja CO2, NOx. Aby turbina mogła spalać w 100% wodór, potrzebne jest przekonstruowanie układów palników, występują problemy ze spalaniem stukowym i z przemieszczaniem się płomienia w palniku także w tył, po linii zasilania. Zdecydowanie inżynierowie mają z tą technologią jeszcze sporo pracy, choć bez wątpienia problemy te i inne będą kiedyś rozwiązanie. Jednakże nie ma mowy o stwierdzeniu, że mamy na dziś do czynienia ze sprawdzoną dostępną, gotową technologią do masowej produkcji energii elektrycznej, czy bilansowania systemu z dużym udziałem OZE, jakimi są atom, spalanie paliw kopalnych, czy elektrownie wodne.

Do tego wszystkiego dochodzą trudności w kwestii transportu wodoru i jego magazynowania. Wodór bowiem dyfunduje bardzo łatwo, przenikając przez ścianki naczynia, a materiały szybko korodują. Dzisiaj istniejącymi rurociągami można przepuścić 2 do 8% wodoru, w żadnym razie nie 100%.

Najtańsze i najlepsze magazyny do przechowywania wodoru na skalę przemysłową stanowią podziemne komory po wyrobiskach solnych. Stosowane są również (w USA) podziemne przestrzenie skalne po wydobyciu gazu ziemnego oraz ropy naftowej. Ile takich miejsc jest w Polsce do dyspozycji, pozostawiam do samodzielnego wglądu czytelników.

Dużo droższe i mniej bezpieczne jest magazynowanie wodoru w naziemnych zbiornikach. Niebezpieczeństwo polega na skłonności wybuchowych wodoru – pamiętamy los niektórych sterowców w okresie międzywojennym, a przede wszystkim niemieckiego HINDENBURGA, któremu wodór zapewniał siłę nośną. W 1937 roku doszło do straszliwej katastrofy w wyniku zapłonu wodoru tuż nad ziemia, w czasie wizyty sterowca w USA. To właśnie ta katastrofa przekreśliła dalszy rozwój sterowców jako statków transportowych dalekiego zasięgu, poruszających się w powietrzu na dużych wysokościach. Ciekawe, co powiedzieliby radykalni wyznawcy 100% udziału OZE w systemie energetycznym + magazynowania energii, gdyby ich przeciwnicy z taką intensywnością przywoływali katastrofę wypełnionego wodorem HINDENBURGA, jak oni sami przywołują w nieskończoność Czarnobyl lub Fukushimę!!!

Również ciekaw jestem, czy środowiska „Zielonych” będą się domagali obudowywania magazynów wodoru gigantycznymi kopułami z betonu i stali, zatrzymującymi ewentualny wybuch wewnątrz takiej kopuły. Podobnie jak to ma miejsce z budynkami reaktorów jądrowych. Pytanie chyba jednak retoryczne, bo środowiska te nie przykładają takiej samej miary do bezpieczeństwa w różnych sektorach.

Nawiasem mówiąc, branża jądrowa już podjęła wysiłki, by zneutralizować ewentualne niebezpieczeństwo, poprzez zastąpienie stopów cyrkonu z jakich zbudowane są koszulki prętów paliwowych (pierwiastek ten po reakcji z wodą prowadzi do wydzielania się wodoru) innym materiałem, lub też zastosowanie swoistej izolacji cyrkonu od wody. Wówczas jakakolwiek możliwość wybuchu wodoru (jedynego możliwego w EJ) przestałaby istnieć. Realizowane jest to obecnie np. w USA.

Reasumując, można i trzeba rozwijać równolegle wiele technologii wytwarzania energii na dużą skalę. Jeśli w jednej branży postęp techniczny będzie wolniejszy, w innej będzie szybszy, co da krajowi energetyczne bezpieczeństwo. I przestać wreszcie głosić teorie, że jedna technologia musi koniecznie eliminować drugą! Tak więc wodór i magazyny energii obok atomu, a nie zamiast niego. Rozwój wielokierunkowy.

Materiały źródłowe:

Portal Ogniwa paliwowe – Technologie i Perespektywy artykuł „Energetyka wodorowa – technologie i perspektywy” – Dr inż. Janina Molenda

Polityka Energetyczna – Energy Policy journal ISSN 1429-6675 artykuł „Energetyka wodorowa – podstawowe problemy”. Autorzy: Tadeusz Chmielniak, Sebastian Lepszy, Paweł Mońka

Korona-wirus i energetyka

Od kreowania dalekosiężnej polityki energetycznej jest Państwo, nic nie zwolni Rządu z tego obowiązku:

Korona-wirus, aczkolwiek groźny, nie może być pretekstem do odkładania koniecznych dla kraju, aczkolwiek niekoniecznie popularnych w pewnych środowiskach, decyzji, dotyczących długofalowego rozwoju naszej energetyki. Środowiska te chciałyby, aby dokument pod nazwą Polityka Energetyczna Polski do 2040 roku nigdy nie był przyjęty przez Radę Ministrów, a wszelkie decyzje o inwestycjach nadal były w rękach zorganizowanych grup interesów działających w sektorze, jak miało to miejsce w ciągu ostatnich 30 lat. Te grupy interesu kreują tylko takie inwestycje, na których same zarobią w krótkiej perspektywie. Dlatego właśnie nasza energetyka stała się największym skansenem w Europie.

Pod koniec marca tego roku, mimo szalejącej u naszych południowych sąsiadów epidemii korona-wirusa (jej zasięg prawdopodobnie większy niż w Polsce), czeski koncern energetyczny CEZ wystąpił do Państwowego Urzędu Bezpieczeństwa Jądrowego SUJB o pozwolenie na rozbudowę elektrowni DUKOVANY. Chodzi o dwa nowe bloki energetyczne, obok istniejących tam obecnie 4 bloków WWER 440, wodno-ciśnieniowych, bliźniaczych z tymi, które miały być wybudowane w Żarnowcu. Jak więc widać, strategiczne decyzje i rozstrzygnięcia dotyczące sektora energetyki można podejmować, niezależnie od chwilowych kłopotów gospodarczych i społecznych. Z tego też założenia wychodzą nasi południowi sąsiedzi, których rząd najwyraźniej jest zdecydowany realizować długofalowo interesy społeczeństwa jako całości. Na tym właśnie polega dojrzałość i jakość klasy politycznej.

Tymczasem u nas odzywają się głosy, i jest ich jak widać niemało, aby po opanowaniu epidemii albo pozostawić istniejące status-quo w sektorze energetycznym, albo ograniczyć się do rozwoju wyłącznie tanich inwestycyjnie, głównie rozproszonych i małych źródeł energii. Jest to nic innego, jak tylko wykorzystanie epidemii jako pretekstu, dla dokonania korzystnych dla siebie zmian i korekt w rządowych projektach polityki energetycznej. Projektach, które już dawno winny zostać przyjęte przez Radę Ministrów i realizowane, a że się tak nie dzieje, jest dowodem jedynie na głęboką patologię decyzyjną w naszym kraju. Bo inni w tych samych (lub nawet gorszych warunkach) decyzje podejmują – Czechy.

Oczywiście nie przeczę, że obecna epidemia doprowadzić musi do spowolnienia lub nawet zatrzymania wzrostu gospodarczego naszego kraju, zmniejszenia aktywności gospodarki, zwiększenia bezrobocia, podobnie jak w całej Europie i na świecie. Ale z czasem sytuacja powróci do normalności (chyba, że ktoś zakłada wariant zagłady ludzkości na skutek pandemii). Powróci więc aktywność gospodarcza i wzrost PKB. Powrócą też ze zdwojoną siłą stare dylematy i problemy, także te, będące rezultatem wadliwego procesu decyzyjnego i braku politycznej odwagi przez ostatnie 3 dekady. Nasza energetyka będzie musiała się zmieniać w kierunku zero-emisyjnym, chyba, że jako kraj wypadamy poza Unię Europejską, nad którym to wariantem wolałbym się tu nie rozwodzić.

Propozycje, które dla nie-wtajemniczonego bliżej w sprawy energetyki laika brzmią sensownie – ograniczyć inwestycje, korzystać maksymalnie z tego co już się ma, a jeśli budować to źródła rozproszone, są w rzeczywistości gwoździem do „gospodarczej trumny”.

Przeważnie jest bowiem tak, że stosunkowo mniejsze koszty inwestycyjna mają źródła wytwarzania energii takie, które później przez cały okres swojego istnienia produkują tą energię po bardzo wysokich kosztach zmiennych. Świetnym przykładem jest tu energetyka oparta o spalanie gazu, w której koszt wytwarzania energii elektrycznej czy ciepła jest ściśle uzależniony od cen surowca jakim jest gaz ziemny. A ten przecież Polska musi importować w wielkich ilościach z zagranicy, płacąc za niego ceny najwyższe z możliwych w Europie. Ile tego gazu będzie potrzebne? Przykładowo elektrownia gazowa o mocy 1000 MW, potrzebuje rocznie do wyprodukowania 8 TWH energii elektrycznej, aż miliarda metrów sześciennych gazu ziemnego.

Niedawno wygrany spór z GAZPROMEM, który musi oddać Polsce część pieniędzy, jakie niesłusznie przez ostatnie lata pobierał, niewiele poprawi sytuację. Tym bardziej, że od 2022 roku prawdopodobnie nie przedłużymy już porozumień gazowych z Rosją, sprowadzając ten surowiec z innych kierunków, może i bezpieczniej, co nie oznacza jednak że taniej! Tak więc w tym wypadku małe koszty inwestycyjne dla spółek energetycznych generują bardzo wielkie koszty dla ogółu społeczeństwa. A społeczeństwo wtrącane będzie przez te koszty właśnie w coraz większe energetyczne ubóstwo. To z kolei będzie powodować coraz mniejsze zużycie energii elektrycznej, która to zastępowana będzie „brudnymi” źródłami jak spalanie węgla czy śmieci w prymitywnych piecach. Czyż nie to właśnie jest głównym źródłem smogu w naszym kraju i skandalicznie zanieczyszczonego powietrza, od czego umiera każdego roku nie 500, nie 1000 osób, ale aż 48 tysięcy? Z czego zgony spowodowane działalnością samej energetyki zawodowej szacowane są na 5 tysięcy osób rocznie. Czyli można powiedzieć, że korona-wirus w porównaniu z zanieczyszczeniem powietrza to przysłowiowy „pikuś” i nadęty propagandowo balon.

Po drugiej stronie energetycznego bieguna mamy energetykę jądrową, z bardzo wyśrubowanymi wymaganiami bezpieczeństwa i wysokimi kosztami inwestycyjnymi, ale z uwagi na ogromną przewagę wydajności rozszczepienia jąder atomów uranu, w porównaniu z jakimkolwiek procesem spalania węgla, biomasy, gazu czy paliw ropopochodnych, tanią w eksploatacji. Dodajmy, że tanią energię może ona dostarczać przez cały okres swojego istnienia, a więc w przypadku reaktorów generacji III aż przez 80 lat. To są trzy pokolenia.

Mające bardzo dobry pijar OZE już przed korona-wirusem przeżywały w Niemczech poważne kłopoty spowodowane niestabilnością przy zmiennych warunkach atmosferycznych, ogromnych kosztach dotacji i rozbudowy sieci energetycznej, także koniecznością utrzymywania w zasadzie drugiego alternatywnego konwencjonalnego systemu energetycznego. Symbolem klęski niemieckiej Energiewende jest konieczność budowy nowych emisyjnych przecież źródeł węglowych i gazowych, takich jak elektrownia węglowa (na węgiel kamienny) Datteln 4 uruchomiona w styczniu tego roku. W połączeniu z nową odkrywką węgla brunatnego kosztem wycięcia lasu Hornbacher Forst liczącego 1300 lat, oraz wzrostem zużycia gazu ziemnego w 2019 roku, pokazuje to dobitnie, że masowo rozwijane źródła odnawialne nie poradzą sobie bez konwencjonalnych, a tu mamy do wyboru bez-emisyjne technologie jądrowe, lub emisyjne oparte o proces spalania! Ceny energii w Niemczech dla odbiorców indywidualnych są obecnie najwyższe w Europie. Jakby tego było mało, a może właśnie przez dogmatycznie antyjądrowe podejście miejscowego establishmentu, emisja dwutlenku węgla spada w Niemczech bardzo minimalnie, na co zresztą główny wpływ mają łagodniejsze zimy, a nie zmiany technologiczne w energetyce. Emisyjność niemieckiej energetyki jest bardzo wysoka i sięga 350 g CO2 na kWh, w porównaniu z francuską wynoszącą 40 g/kWh.

Ostatnie, uważam że dość niefortunne, wypowiedzi Prezesa PGE Wojciecha Dąbrowskiego, którego zresztą mam zaszczyt znać osobiście z dawnych czasów, gdy był przewodniczącym w warszawskiej dzielnicy Żoliborz, ja zaś radnym, powodują niepotrzebnie wzrost pesymizmu względem projektu jądrowego w Polsce. A przecież ma on fundamentalne, cywilizacyjne wręcz znaczenie dla naszego kraju. Trzeba pamiętać, że bez wiary w powodzenie przedsięwzięcia i entuzjazmu dla niego, nigdy nie powstałyby w Polsce wielkie projekty z czasów II RP jak Gdynia czy Centralny Okręg Przemysłowy. Inwestycje te były wyzwaniem porównywalnym lub może i większym niż elektrownia jądrowa, a realizowane były w kraju dużo biedniejszym niż dzisiejsza Polska. Panu Prezesowi i innym sceptykom pragnę też przypomnieć, że w latach 80-tych zeszłego wieku, wyniszczony kryzysem kraj realizował samodzielnie, co chcę podkreślić, budowę elektrowni jądrowej w Żarnowcu na Pomorzu, (docelowo miały być 4 bloki WWER 440 o łącznej mocy 1760 MW mocy brutto). Gdyby nie decyzja polityczna z 1990 roku, elektrownia zostałaby dokończona i uruchomiona. W szczytowym okresie na rzecz inwestycji w Żarnowcu pracowało ok. 70 polskich przedsiębiorstw, a na miejscu ok. 6 tys. osób. [Szczegóły w mojej książce „Odkłamać Żanowiec”]. Dziś inwestycja w energetykę jądrową będzie mieć znaczenie, tworząc nowe miejsca pracy i rozwój gospodarczy. Tak jak to miało miejsce w okresie II RP i ministra Kwiatkowskiego. Jest to więc odpowiedź na obecne spowolnienie gospodarcze spowodowane epidemią. Także odpowiedź na konieczność rozwoju źródeł zero-emisyjnych i wyzwania klimatyczne, czy całą unijną politykę klimatyczną.

Co do tego, że sama spółka PGE choć duża, nie zdoła udźwignąć takiej inwestycji zapewne Pan Prezes ma rację. Tyle, że PGE nigdy nie miała jej realizować samodzielnie. Również spośród środków pochodzących z budżetu państwa finansowanie projektu byłoby minimalne. Natomiast sposobem na sfinansowanie może być udział w przedsięwzięciu przedsiębiorstw, dużych odbiorców energii elektrycznej, które w zamian za udział w inwestycji, otrzymywałyby energię z elektrowni jądrowej po kosztach własnych, a nie komercyjnej cenie. Takie rozwiązanie znane jest z Finlandii, kraju może bogatego, ale liczącego jedynie 5 mln ludzi, wobec 38 mln w Polsce. Inne sposoby finansowania to nisko oprocentowany kredyt gwarantowany przez rząd, a nawet rozpisanie obligacji jądrowych. Także finansowy udział mniejszościowy partnera zagranicznego (trwają rozmowy z USA i Japonią w tej sprawie). Oczywiście każde z tych rozwiązań wymaga jednoznacznej politycznej decyzji pozytywnej dla rozwoju polskiego atomu i stopniowej przebudowy energetyki. Najprawdopodobniej model finansowy byłby mieszany, poprzez połączenie wszystkich wymienionych sposobów. Do rozstrzygnięcia jest tylko, w jakim procencie. Polskę stać na atom, nie stać natomiast na utrzymywanie obecnej sytuacji braku bezpieczeństwa energetycznego czy stanu katastrofalnego zatrucia środowiska. Myśleć trzeba dalekosiężnie a nie w perspektywie jedynie najbliższych lat, jakby potem świat miał się kończyć.